Bezpieczeństwo kraju w zakresie zaopatrzenia w wodę słodką.

Wiemy, że prawie cała woda kuli ziemskiej zawarta więc jest w oceanach, parę procent w lodowcach zaś tysięczne i dziesięciotysięczne ułamki procenta - w śródlądowych wodach powierzchniowych oraz atmosferze; względnie więcej, bo tylko dziesiąte części procenta - w wodach podziemnych.

Człowiek korzysta jednak przede wszystkim z tego najmniej zasobnego źródła wody - słodkich wód śródlądowych i opadów atmosferycznych na lądzie. W ostatnich dziesięcioleciach, głównie z powodu zmniejszania się dostępnych źródeł wody słodkiej lub obniżania jej jakości, coraz intensywniej korzysta z wód głębinowych. Kraje o klimacie suchym próbują nawet transportować góry lodowe dla pozyskania słodkiej wody.

Polska jest na jednym z ostatnich w Europie pod względem zasobów wody na jednego mieszkańca, również jakość tych wód nie jest zadowalająca1. Dlatego pod względem dostępności do wody słodkiej jesteśmy porównywani z Egiptem. Dodatkowo trudną sytuację pogorszyły ostatnie lata charakteryzujące się zmniejszoną ilością opadów2. Brak wody powoduje potrzebę jej retencjonowania i racjonalnego nią gospodarowania, w tym oszczędzania. „Nie przelewaj” oznacza tyle, co oszczędzaj.

Dlatego jednym z pierwszoplanowych problemów w skali globalnej, ale też w Polsce staje się jakość słodkich wód śródlądowych i problematyka jej retencjonowania w taki sposób, aby zgromadzona woda była przydatna dla gospodarki. Poszukiwanie źródeł wody, najlepszych miejsc, skąd można ją pozyskiwać i jak najlepiej chronić należy zacząć od początku. Tym początkiem jest strategiczne ustalenie, gdzie tak naprawdę mamy możliwość wpływania na jej stałe pozyskiwanie i gromadzenie. I jest to zagadnienie tylko pozornie oczywiste, bo obraz ilości wody na Ziemi jest nieco mylący. Przekonujemy się o tym najbardziej na przykładzie rzek. Objętość wody w rzece w danym momencie, zwłaszcza w porównaniu z dużymi zbiornikami, jeziorami jest relatywnie niewielka; ważne jest jednak nie to, ile wody znajduje się w rzece w danym momencie, lecz ilość wody jaka przepływa w jednostce czasu. Jeśli ze zbiornika wodnego bez dopływu wypompujemy wodę - zostanie on pusty (po pewnym czasie zapewne podsiąknie woda gruntowa); w rzece natomiast stale i szybko napływa nowa woda. Dotyczy to oczywiście dużych rzek posiadających odpowiednio rozwinięte zlewnie, a nie sezonowych lokalnych cieków, które w obie zmian klimatu mogą wręcz wysychać.

Dlatego skupiając się na kwestiach bezpieczeństwa dostaw wody, porównując poszczególne zasoby wodne, wreszcie projektując sposoby retencjonowania wody trzeba uwzględniać nie tylko objętość wody w danym miejscu, ale i "czas wymiany" w danym źródle wody. To tak zwany wskaźnik "produkcji" wody1. Jak widać największa jest "produkcja" wody atmosferycznej, następnie (ze względu na ogromną objętość) - oceanicznej, dopiero na dalszym (choć dość odległym od pierwszych dwu) - znajdują się rzeki. Lodowce ze względu na ogromnie długi czas wymiany, znajdują się daleko w tyle. Natomiast woda glebowa i podglebowa, choć niezmiernie istotna dla przyrody i zajmująca statystycznie 3 miejsce w zestawieniu „produktywności”, nie stanowi łatwo dostępnego źródła wody dla bieżącego użycia. Jest też zasobem zupełnie niesterowalnym.

Dla bezpieczeństwa i wydolności gospodarki, rzeki to najbardziej naturalne, nie wymagające zasilania energią elektryczną lub inną, systemy transportujące bezcenny surowiec do wszelkich zastosowań, pozwalające transportować inne ładunki i rozwijać turystykę.

Pozostawianie ich wyłącznie w funkcji krajobrazowo – przyrodniczej jest nierozsądne z uwagi na fakt, iż wszyscy sąsiedzi Polski i wszystkie rozwinięte gospodarczo kraje rozumieją powyższą oczywistość i z niej korzystają od wieków.

Tabela 1. Rozmieszczenie i „produkcja” wody na kuli ziemskiej

Protesty przeciwko realizacji projektów hydrotechnicznych, twarde blokowanie możliwości ich realizacji w zasadzie naruszają zasady bezpieczeństwa i dostarczają przewag innym gospodarkom. Zaniechanie wszelkich działań w obszarach wodnych i od wód zależnych może nieść też negatywne skutki dla samej przyrody. Dla przykładu wielkie powodzie w dolinie Odry w roku 1997, następnie dolinie Wisły w 2010 roku wywołały straty wyceniane w dziesiątkach miliardów złotych, doprowadziły do skażenia nie tylko ujęć wody dla człowieka, ale też cennych ekosystemów przyrodniczych. Osiedla zostały zalane wodą, która porywała wszystko, w tym niebezpieczne odpady, zalewała szamba, pozywała zbiorniki z paliwami i innymi substancjami ropopochodnymi.

Natomiast rolą wykształconych ekologów powinna być konstruktywna krytyka oraz współpraca z inżynierami, by możliwie ograniczać negatywne oddziaływania planowanych i potrzebnych projektów hydrotechnicznych, by mądrze proponować działania minimalizujące bądź kompensujące skutki takich projektów. Właśnie takie podejście, nastawione na współpracę w funkcji celu, a nie konflikt i blokady, jest kwintesencją rozumienia zasad ekorozwoju.

Bo ekorozwój to nadal rozwój, a nie stagnacja.